Nowe Życie · Kościół Zielonoświątkowy w Łodzi · 90-244 Łódź · ul. Jaracza 95/97

Zborusie i Zborowinki

Czy to nie wspaniałe, że wolą spędzać środowe popołudnia w zborze a nie w domu przed telewizorem? O czym to świadczy? O tym, że się nudzą? Bynajmniej! Jak dla mnie, o tym, że kochają Pana, że szukają Jego obecności. Że lubią Kościół. Kościół – czyli siebie nawzajem – bo Kościół to ludzie, o czym zdaje się, raz po raz, lubimy zapomnieć.

Mają ambitne plany. Przygotowują konferencję. Zbierają pieniądze. Postanowili, że upieką ciasta i będą sprzedawać po nabożeństwie. Zebrali ponad 500 zł. Najdroższe ciastko osiągnęło zawrotną cenę 100 zł! Jedna z mam zajadając się smakowitym kawałkiem powiedziała z uśmiechem: – Nie dość, że upiekłam, musiałam jeszcze kupić!

Zorganizowali koncert. Adam stanął na wysokości zadania. Powiedział, że jeszcze nikogo mu się tak dobrze nie nagłaśniało. Ktoś przyniósł paczkę wkładów do podgrzewaczy. Przyciemniona sala zaczęła mienić się dziesiątkami małych światełek. Przyprowadzili znajomych. Wszyscy słuchali o Jezusie. Było też coś o przebaczeniu. O tym, że przebaczyć to żyć tak, jakby coś się nigdy nie zdarzyło. Nie pamiętam dokładnie, ale młodzi pamiętają. Radzą sobie nieźle z angielskim, przynajmniej niektórzy. Są naprawdę zdolni.

Łukasz przyniósł na młodzieżowe zabawną nazwę „Zborusie”. Kolega z akademika nazwał go w ten sposób, pewnie dlatego, że tak wiele mówił o zborze. Ktoś dorzucił „Zborowinki” i w ten sposób do młodzieży przylgnęło wdzięczne przezwisko. Jak na moje oko – są z niego dumni. Nie wiedzieć czemu ogłosili konkurs na nazwę swojej grupy. Zaniepokoiło mnie to, bo „Zborusie i Zborowinki” już podbiły moje serce. Propozycji było wiele: Spragnieni Nieba, Niepokonani, Żniwiarze, Ziomkowie Jezusa. Stanęło na „dekaLODZach”. Też ładnie. Rozumiem, że na Bazie Centrum „dekaLODZy” brzmi lepiej od „Zborowinek”. Niech będzie.

Dość powszechne w świecie dorosłych stało się mówienie o kryzysie wśród młodzieży. Owszem nie są idealni. Przechodzą różne trudności. Niejeden dorosły, także chrześcijanin, wkroczyłby i zaprowadził wśród nich SWÓJ porządek. Zarządzeniem, tupnięciem, twardą ręką? Młodzi wiele zniosą, ale hipokryzji nie ścierpią. Nijak się nie da naprawiać młodzieży, samemu nie będąc dla nich przykładem. Trzeba stanąć za nimi, a nie przed nimi. Nie wynosić się ale akceptować, błogosławić.

Może już czas uderzyć się w piersi, czas nauczyć się czegoś od naszych młodszych braci i sióstr. Jak choćby miłości do Kościoła. W Antiochii nazwano uczniów „chrześcijanami” bo rozpoznano ich – kompromitujące zdaniem niewierzących – przywiązanie do Chrystusa. Naszych nazwano „zborusiami”. Nie o wszystkich dorosłych da się tak powiedzieć. Nie wszyscy na to pozwolą.

Dodaj komentarz