Zbór gryficki liczy ok. 20 członków, ale odkąd tam jeżdżę, nie mogę się nadziwić, jak wspaniale trwają przy Panu, jak gorące modlitwy wznoszą podczas nabożeństw i jak mimo wielu problemów wiernie stoją na swoich stanowiskach i trwają w służbie dla Pana. Pastorem jest br. Marek Prociak – oprócz służby jest nauczycielem sztuki w wiejskiej szkole, ma wspaniałą żonę Laurę i dwóch synów – Łukasza i Kamila. Podczas naszego pobytu wielokrotnie tłumnie nawiedzaliśmy ich dom, który jest zawsze otwarty dla gości i choć skromny, to myślę, że każdy kto tam gościł czuje się wyraźnie bogatszy i ubłogosławiony duchowo. Zanim nasz wyjazd doszedł do skutku, Pan Bóg cudownie torował nam drogę i przeprowadził przez szereg trudności. Wspaniałym tego przykładem była sprawa naszych kwater – początkowo, każdy miał szukać noclegu „na własną rękę”, ale ceny na wybrzeżu w sezonie są zaporowe. Nie zdążyliśmy się jednak długo martwić, gdy okazało się, że wierzący z Kołobrzegu zaproponowali nam kwatery w cenie o połowę niższej. Z radością zgodziliśmy się na tą propozycję i znów Pan Bóg zaskoczył nas swoją troską – otrzymaliśmy wiadomość z Gryfic, że dwie rodziny, które wyjechały za granicę, zaproponowały abyśmy skorzystali z ich mieszkań, jeden samotny brat specjalnie wyprowadził się na tydzień do mamy aby nas ugościć, a kolejna rodzina użyczyła swój salon – wszystko za darmo… czy to nie wspaniałe Boże zaopatrzenie?
Myślę, że wyjazd był bardzo potrzebny, mogliśmy zmobilizować się do pracy, usłużyć bratniemu zborowi, zasiać ziarno ewangelii wśród ludzi, którzy być może nigdy wcześniej nie słyszeli o Bożej miłości, ratunku, potrzebie zbawienia i osobistej relacji z Bogiem. Wierzę, że każde Boże Słowo wypowiedziane i wyśpiewane przez nas podczas tych dwóch usług wykona Bożą wolę, tak jak uczy nas Biblia w ks. Izajasza 55:10,11: „Gdyż jak deszcz i śnieg spada z nieba i już tam nie wraca, a raczej zrasza ziemię i czyni ją urodzajną, tak iż porasta roślinnością i daje siewcy ziarno, a jedzącym chleb, Tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich ust: Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem”. Pan Bóg cudownie zadbał również o nasze wzajemne relacje: mogliśmy razem plażować, grać, pływać, rozmawiać, uwielbiać naszego Pana przy ognisku, cieszyć się wzajemną społecznością… same wspaniałości. Jestem szczęśliwa, że mogę być częścią tej wspaniałej Bożej rodziny – każdy z nas jest inny – mamy różne zamiłowania, wykształcenie, sytuację rodzinną, a jednak łączy nas to, że jesteśmy dziećmi naszego wielkiego Ojca w niebie i dzięki Niemu staliśmy się braćmi i siostrami. tylko On mógł to sprawić i jestem Mu za to ogromnie wdzięczna. Chwała naszemu Panu!
Na zdjęciu: Koncert w Rybokartach
Fot.: Szymon Kwoka
Dali z siebie wszystko co najlepsze
Fot.: Asmund Kilde
Na zdjęciu: Koncert w zielonoświątkowym zborze w Høland
Koncert Pete’a McAllen’a odbył się w miły, jesienny, sobotni wieczór. Jego piosenki wyjątkowo przypadły nam do gustu, gdyż Pete tworzy typową dla zespołów brytyjskich muzykę gitarową o rockowym brzmieniu. Było naprawdę wspaniale. Młodzież ze zboru zjawiła się licznie, a Pete zachwycił nas swoimi umiejętnościami oraz miłością i oddaniem dla drugiego człowieka. Zawsze się wzruszam, gdy widzę utalentowanych ludzi, którzy swój dar całkowicie oddają Bogu, by móc Mu służyć w pełni. Pete oprócz tego, że pięknie gra i śpiewa, pracuje też w fundacji charytatywnej pomagającej najuboższym. Sam zarabia na swoje misje i przez muzykę opowiada o życiu tych, którzy potrzebują Boga, o Jezusie, który niesie wolność, o ludziach, którzy z poświęceniem głoszą Chrystusa. Jednym słowem na koncercie było wspaniale! Po występie wszyscy już mogliśmy prywatnie porozmawiać z naszym gościem.
Bóg jest bardzo dobry! Uwielbiam Go i dziękuję mu za to, że przy nim zawsze możemy być sobą i cieszyć się tym co nam daje: muzyką, radością, zabawą, a wszystko to w chrześcijańskim wydaniu, które wcale, ale to wcale nie jest nudne!
Na zdjęciu: Pete McAllen podczas koncertu w Zborze w Łodzi.
Widać ochotne serca?
Tak. Jestem wdzięczny Bogu, że coraz częściej to widać. Ludzie w odruchu szczerości, wdzięczności ofiarują środki Bogu na chwałę… Bo On jest godzien wszelkiej chwały!
Rozumiemy już, że dajemy Bogu na chwałę, ale pieniądze wydawane są w końcu na konkretny cel. Czy możemy krótko powiedzieć jakie projekty wspieramy jako zbór?
Środki przeznaczane są nie tylko na utrzymanie zboru, kaplicy przy ul. Jaracza, budynku, kosztów związanych z mediami. W dużej mierze wykorzystywane są na utrzymanie naszych służb duchowych w zborze. Chcemy wspomagać osoby, które zaangażowane są czynnie w służbę i ponoszą z tego tytułu koszty. Staramy się, by te koszty były pokryte. Chcielibyśmy by tych środków było więcej. Na razie nie są to wielkie sumy.
Udaje się nam gromadzić środki na inne, pozaborowe inicjatywy. Wspieramy na przykład Warszawskie Seminarium Teologiczne…
Wysyłamy też comiesięczną ofiarę na cele ogólnokościelne i wspomagamy braci, którzy służą na forum ogólnokościelnym, jeżdżą po całej Polsce, odwiedzają zbory. Te pieniądze, które otrzymują, wystarczają na pokrycie kosztów przejazdów. Oprócz tej comiesięcznej ofiary zbieramy kilka razy w roku ofiary misyjne – przeznaczone na misje. Również na służbę WST. Tu przeznaczamy stałą comiesięczną ofiarę, a oprócz tego wysyłamy większą – jednorazową, dwukrotnie w ciągu roku. Mamy świadomość jak ważne jest kształcenie kadry Kościoła. Tym bardziej, że widzimy iż brakuje pracowników. Dlatego pomagamy braciom, którzy służą w innych miastach, mniejszych i nie mają na życie.
Zauważyliśmy, że ludzie tym chętniej dają pieniądze, gdy widzą konkretny cel. Ostatnio młodzież przygotowuje się do konferencji i zbiera środki w niekonwencjonalny sposób. Zbierają pieniądze sprzedając ciastka. Najdroższe poszło za 100 zł!
Nie mogłem w to początkowo uwierzyć! Cieszę się, że tak się dzieje! Z drugiej strony rośnie nam konkurencja… Jednak cieszymy się bardzo. Zależy nam na służbie młodzieżowej. Zwracamy im koszty funkcjonowania. Jeśli wpływają ofiary na konto zboru dzielimy je na różne, poszczególne służby. Chcemy by zbór się przez swoje służby rozwijał. Chcemy tych służb mieć całą paletę, całą gamę i nie jesteśmy skoncentrowani na jednej z nich. Wiele jest potrzeb! Oczywiście taką najważniejszą sprawą był remont budynku, który już w dużej mierze wykonaliśmy. Teraz czeka nas wymiana pieca centralnego ogrzewania. Chcemy po 16 latach wymienić piec na nowy – kupić najbardziej nowoczesny, który nie jest tani, ale pozwala na oszczędności zużycia gazu. Planujemy zmienić pozostałe nie wymienione rury c.o., np. w sali nabożeństw, ponieważ nie spełniają dzisiejszych standardów.
Następny cel?
Następnym celem długofalowym, który jako starsi łącznie z pastorem widzimy, jest potrzeba sali nabożeństw, takiej z prawdziwego zdarzenia, dużo większej niż obecnie posiadamy, obliczonej na 400-500 osób.
Staje się to dla nas powoli wyzwaniem, bo widzimy, że kaplica się wypełnia na nabożeństwach niedzielnych… Dochodzą nas głosy, że z tyłu nie można już znaleźć ani jednego wolnego miejsca.
Przypominamy, że są jeszcze wolne miejsca z przodu…
Dwa rzędy są wolne i można z nich skorzystać. Ale rzeczywiście robi się ciasno. Tym bardziej, że – jak wspominaliśmy na którymś z nabożeństw – rośnie nam drugi kościół – „kościół podziemny” – i już wkrótce włączy się w życie kościoła na górze…
Myślimy tu o kościele dzieci. Jest już ich całkiem pokaźna liczba.
Tak, blisko 80, a zważywszy na różne zapowiedzi, lada moment będzie setka! Za parę lat wejdą w dorosłość… Tak, brak sali, to poważne wyzwanie. Myślę, że jednak powinniśmy rozpocząć od modlitwy w tej sprawie, by Bóg dał najlepsze rozwiązania. By przygotować tę sprawę a nie tylko podejść do niej technokratycznie.
Z jednej strony, owszem, cieszymy się, że ludzie są na nabożeństwach, chcą w nich uczestniczyć, mobilizują się w niedzielę i tak licznie przychodzą do zboru. Jednak idealną rzeczą byłoby mieć wolne miejsca. Musimy patrzeć w przód, chcemy być przygotowani na przyjęcie nowych osób. W grę wchodzi budowa?
Albo znalezienie obiektu, który by miał taką dużą salę, gdzie na przykład moglibyśmy jedynie przeprowadzić remont, a nie tworzyć ją od podstaw. Musimy prosić Pana by otwierał różne drzwi. Żyjemy w czasach, w których pojawiają się różne możliwości. Jest czas koniunktury, później dekoniunktura, różnie to bywa… Trzeba się modlić.
A jak wygląda działalność MNN na Gdańskiej, czy zbór ją wspiera?
Pokrywamy z kasy zboru koszty części pracowników służby, zwroty kosztów, zakupy materiałów chemicznych, jednorazowego użytku itp.
Ostatnio, gdy przyjechała grupa Norwegów, jedna z sióstr złożyła świadectwo, że jeszcze nie dawno stała po drugiej stronie, wyciągając rękę po chleb. Dziś jest wierząca, jej życie się zmieniło, sama może pomagać innym, ma gdzie mieszkać, jej mąż znalazł pracę.
To jest bardzo piękne, jak Bóg zmienia życie ludzi, gdy pozwolą mu na to, jeśli się nawrócą, będą mu wierni, Bóg chce porządkować ich życie… Można powiedzieć, że stoimy przed utworzeniem punktu misyjnego przy ul. Gdańskiej. Stoimy przed kolejnym wyzwaniem. Czasem zbudowanie wielkiego obiektu kościelnego wymaga ciężkiej pracy. My musimy myśleć dwutorowo o rozwoju kościoła, także przez tworzenie kolejnych punktów misyjnych, które będą działać w naszym mieście. Potrzebujemy pracowników i modlitwy, by Bóg ich powoływał.
Mamy taką oto sytuację, że ci, którzy dawniej byli obdarowywani mogą dziś dawać coś z siebie. Jest taka prawidłowość w życiu chrześcijańskim, że ci, którzy coś wzięli od Pana, mogą teraz darmo się tym dzielić. I nigdy nie wolno nam zapomnieć skąd to otrzymaliśmy.
Nawróceni ludzie mogą być zaczątkiem pracy ewangelizacyjnej w Misji na Gdańskiej. Mogą być świadectwem dla ludzi, którzy ciągle stoją w bramach i czekają na Ewangelię.
Słyszeliśmy, że ostatnio nawet dzieci uczą się ofiarności?
Serce się raduje a łza kręci w oku, gdy słyszę, ze nasze małe dzieci są lepsze od nas, dorosłych. Chcą brać udział w kolekcie, pilnują tego, by na górze wrzucić swoją złotówkę do worka…
No i młodzież…
Słyszałem o niesamowitym poruszeniu wśród młodzieży. Zbierają dziesięcinę. Nie wiem, skąd się tego nauczyli? Czytają Pismo Święte.
Źródło: Informator Zborowy KZ w Łodzi Nr 11-12/2008
Wierzymy w Boga w Trójcy Świętej jedynego, w osobach Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Wierzymy w Synostwo Boże Jezusa Chrystusa, poczętego z Ducha Świętego, narodzonego z Marii Dziewicy; w Jego śmierć na krzyżu za grzech świata i Jego zmartwychwstanie w ciele; w Jego wniebowstąpienie i powtórne przyjście w chwale.
Wierzymy w pojednanie z Bogiem przez opamiętanie i wiarę w ewangelię, w chrzest i Wieczerzę Pańską.
Wierzymy w chrzest Duchem Świętym, przeżywanie pełni Ducha i Jego darów.
Wierzymy w jeden Kościół, święty, powszechny i apostolski.
Wierzymy w uzdrowienie chorych jako znak łaski i mocy Bożej.
Wierzymy w zmartwychwstanie i życie wieczne.
Myślę, że nawet nie zdajemy sobie sprawy jak ważny był udział Asi. W oczach świata może to jest nic, ale myślę że Duch Święty używa tego, co słabe i kruche, aby zawstydzić to, co mądre i silne w tym świecie, aby okazać Swoją moc. Bo przecież najważniejsze są dusze ludzkie, które kruszy Boża miłość, po to by miały udział w Królestwie Baranka. Może używam zbyt wzniosłych słów, ale próbuję bardzo nieporadnie spojrzeć na to, co się stało, z Bożej perspektywy i z perspektywy wieczności. Bo przecież tam jest nasz dom!
Bardzo ważne okazało się dla mnie Słowo, które otrzymaliśmy pierwszego dnia – Ps.69:30-35. I stało się dokładnie tak, jak mówi 30 werset. Zbawienie Pana podniosło mnie na duchu i mogę Go z radością wielbić i wysławiać, choć jestem nędzny i zbolały. Myślę, że słowa tego Psalmu wypełniły się dosłownie w czasie naszego wyjazdu i po nim.
Oprócz wielu radosnych i budujących aspektów, doświadczenia zebrane w Norwegii były też pewnego rodzaju ostrzeżeniem dla nas jako społeczności. Chodzi o duchowy kryzys, jaki daje się zauważyć w zborach norweskich. Przykładem niech będzie jeden ze zborów do których nas zaproszono. Mimo dużej liczby członków, tak niewielu pojawiło się na naszym koncercie, chociaż był on zorganizowany w czasie ich głównego niedzielnego zgromadzenia. Jest to moje osobiste spostrzeżenie, ale wydaje mi się, że problem ów dotyka także inne zbory. Pozwolę sobie przytoczyć Słowa Pana i Jego ostrzeżenie, które wiele wyjaśnia: Mt 13:18-23. Jest to wyjaśnienie Pana Jezusa dotyczące podobieństwa o siewcy. Myślę, że taka sytuacja jaką opisałem powyżej ma miejsce wówczas, gdy w społeczności jest więcej tych, którzy są posiani na drodze, na gruncie skalistym lub między ciernie aniżeli na dobrej glebie.
Oby Pan to sprawił i pozwolił mnie osobiście a także Wam bracia i siostry, byśmy byli tymi, którzy są posiani na dobrej ziemi. Obym słuchał, rozumiał i wydawał owoc dla Pana! To bardzo krótkie rozmyślanie chcę zakończyć Słowem, które otrzymaliśmy z Ewą i Asią po naszym powrocie z Norwegii. List Pawła do Tytusa 3:14 ,,A niech się i nasi uczą celować w dobrych uczynkach, aby zaspokajać palące potrzeby, żeby nie byli nieużyteczni.” Wierzę, że jest to słowo dla mnie i mojej rodziny, ale też dla zboru w którym jesteśmy. Chwała Panu!
Źródło: Informator Zborowy KZ w Łodzi, Nr 11-12/2008
Posted: 11 marca 2009 by prezbiter Leave a Comment
Wszystko zaczyna się od modlitwy
Nehemiasz, znany jako człowiek wizji, czynu, był przede wszystkim mężem modlitwy. Modlił się w dzień i zrywał się w nocy (1:6; 2.12). Modlił się spontanicznie, powiedzielibyśmy „bez przystanku”. Nawet wówczas gdy stał przed groźnym władcą, zanim dał odpowiedź, poradził się Boga niebios! (2:4). Modlił się trzymając się Bożych obietnic, gwarancji Bożego Słowa (1:5. 8-9). Modlił się wielbiąc Boga, modlitwą „sługi, który pragnie uczcić Boże imię” (1:11). Ale, co najważniejsze, modlił się modlitwą „wyznawania grzechów synów izraelskich” (1:6). Nie była to jednak modlitwa obłudna, jaką znamy z Łuk. 18,11. Nehemiasz wyznawał: „Także ja i dom mojego ojca zgrzeszyliśmy” (1:6)!